Tak,tak...czuję świerki..

Ból i agonia

Wyobrażcie sobie najgorszą z
możliwych zaraze niszczącą organizm
w zastraszającym tempie.

Chorobową kumulacje,schumachera
wsród dolegliwości,chorobę
przy której wirus eboli do spółki
z tyfusem atakujący głodujące
afrykańskie dzieci cierpiące 
na swierzb w miejscach gdzie 
nie mogą sie podrapać jest niczym
lekka czkawka.

Wyobrażcie sobie ból fizyczny
przy którym kręcenie sredniowiecznym
kołem jest jak masaż osiemnastoletniej
apetycznej tajki...no dobra..
siedemnastoletniej.

Moje marzenia,plany...kiedyś
ambitne i górnolotne dziś są
trywialne i równie ambitne
co plany żuczka gnojarza
turlającego kupe.

Całe to nieszczęscie przytrafiło
sie własnie mnie,zaraza wielka jak
Pudzian.
Walcze z nią jak Dawid z Goliatem
tyle że ja przegrywam.
Przez cięzką chorobe moje
życie towarzyskie legło w gruzach.
Przyjaciele mnie opuścili a ja
coraz częsciej mysle o śmierci.

Zaszyłem sie w domu,postanowiłem
nie pokazywac sie swiatu.
Przynajmniej nikt nie 
musi oglądać udręczonego przez
chorobe człowieka i jego cierpienie.

Pozostało mi tylko jedno marzenie

Może przejdzie mi kiedyś to cholerne przeziębienie.

Luty

Nuda i marazm...nic sie nie dzieje,
jak w polskim filmie.
Pore roku mamy fatalną,miesiąc wybitnie
nieszczególny.Sylwestrowe pląsy
juz tak daleko za nami i generalnie
zapomnieliśmy już gdzie i z kim bylismy,z kolei
szans na następne swięto,względnie impreze nie
widać a jesteśmy już tak spragnieni zabawy
że lubieżnie i z zazdrością spoglądamy
na dzikie harce staruszków z pobliskiego,
osiedlowego domu seniora,rozważając wkręcenie
sie na impreze jako wnuk Mieczysława Foga.
Kluby w mieście też nie rozpieszczają repertuarem,
w kinach same gnioty z Vin Dieslem a jedyne
słonce które ostatnio widzielismy znajduje
sie na logo polsatu.Dzień trwa mnie wiecej
tyle ile stusunek zapryszczałego czternastolatka.

Pogoda zmusza nas do ubierania na siebie rzeczy
urągające naszej godności,no bo jakie uczucie po za
litością wzbudza facet w kalesonach...może jeszcze smiech
Jedno jest pewne każdy mężczyzna wygląda w 
kalesonach dośc niepokojąco,ja w każdym 
razie nie oglądam sie w lustrze w tym stanie żeby nie
stracić do siebie resztek szacunku.
Swoją drogą drogie panie,jesli zimową porą 
jakiś napalony samczyk nawija wam swoją 
frywolną gadkę udając macho...wyobrażcie sobie
że pod tymi wypranymi spodenkami od mamusi
kryją sie piekne,szare,dziadoskie kalesony z rozporkiem
i jak rozkosznie namiętnie delikwent musi w nich wyglądać.
Samo ubieranie sie w 18 koszul i 3 kurtki działa
dośc destrukcyjnie na psychike i zajmuje nam godziny
Spóżniamy sie nagminnie do roboty,jesteśmy tym wszystkim
tak zmęczeni że nic nam nie wychodzi,i nigdy
nie uda nam sie doprowadzić do końca spraw które
zaczynamy a ze zmęczenia w połowie je przerywamy...

Szwedzki stół

Może to przez ten cholerny brak słońca...w Szwecji
podobno o tej porze roku każdy szanujący sie szwed
wpatruje sie godzinami w jarzeniówki popijając
litrami wódki...a może to powolny etap dziwaczenia
nazywany kiedyś starokawalerstwem.
Tak czy siak mam wrażenie  że główka pracuje ostatnio
na pół gwizdka i coraz częściej doswiadczam
stanów obniżonej aktywności intelektualnej,żeby
nie powiedzieć tępoty.

Pół biedy kiedy mój umysł przejdzie w tryb awaryjny,
kiedy leże w domu..najwyżej skończy sie to kilkugodzinnym
patrzeniem na sciane.
Nie ma także tragedii gdy kryzys trafi mnie podczas beztroskich
zabaw ze znajomymi,oni wiedzą że czasami nie można
zadawać mi zbyt dużo pytań bo zaczne sie ślinić.

Objawy; widoczne objawy to totalny brak asertywności,duża
czołobitnośc i ogólna tępota..czyli to co cechowało
mnie wczoraj.

Jako że była niedziela postanowiłem pojechać do sklepu,
Co prawda czułem sie dośc niepewnie ale uznałem te to zwykły
kac i ze za chwile stanę sie błyskotliwym mistrzem
ciętej riposty.

Nic z tego,było coraz gorzej.
Podjechałem pod sklep o nazwie IKEA a moim celem
był zakup stolika o swojskobrzmiącej nazwie Jymsundupp
Pierwszą próbe zmierzenia sie z rzeczywistością 
podjąłem zaraz po wejsciu do budynku,gdzie
okazało sie sklep urósł o piętro i mozna wjechać
sobie schodami na góre lub pozostac na dole,i tu
sie pojawił problem,ponieważ to zadanie wymagało
ode mnie podjęcia jakiejkolwiek decyzji,a to mocno zaburzyło
mój stan umysłowy.
Oczywiście 99,9 procent ludzi wiedziało
gdzie iśc,natomiast ja kręciłem sie jak smród w nogawce
z kąta w kąt z błagalnym spojrzeniem wyglądałem jakbym zbierał
na bułke.
Po chwili zmusiłem jednak szare komórki do ostatniego wysiłku
i wjechałem na góre,co jak pózniej sie okazało było trafną decyzją.

Wszyscy brali żółte worki,ja oczywiście
też wziąłem,nie wiedziec po co bo i tak
stolik Jymsundupp do niego nie wejdzie za cholere.
Każdy kto był w tym sklepie wie że jest on
urządzony na sposób spacerowo-poznawczy.
Klienci wyposażeni w zółte worki
przemierzają w sklep w sposób stadny zgodnie z namalowanymi
strzałkami.
Otóz nie wszyscy.
Po paru minutach lazłem juz pod prąd i nie wiem 
jakim cudem dziwnym trafem po raz trzeci wpadałem do 
działu z kanapami Ektorp Jennolund oraz narzutami tylloassmuk
natomiast mojego stoliczka Jymsundupp nie widziałem.
pomyslałem ze zjechanie na niższe piętro poprawi nieco moją sytuacje
,znalazłem winde jednak zamiast na dół zjechałem gdzieś w piwnice
jakieś,tam natknąłem sie na ochroniarza,który powiedział
żebym mojego stoliczka szukał gdzie indziej,ja
z miną przestraszonej sarenki wraz z zółtym workiem znowu
znalazłem sie przy kanapach Ektorp Jennolund.

Niestety,moja wizyta okazała sie bezowocna ponieważ
stoliki Jymsundupp zostały wyprzedane,jedyne co wyniosłem
ze sklepu to wiedze na poziomie akademickim
dotyczącą kanap Ektorp Jennolund i pledów tylloassmuk.

Po opuszczeniu sklepu moje instynkty przetrwania
kazały mi pojechac na obiad,jednak przez mój stan i brak nawet śladowej
asertywności nie zamówiłem tego co chciałem tylko
to co polecił kelner a co okazało sie wyglądać jak hemoroid.

Głodny i bez stoliczka Jymsundupp,jechałem do domu,
w czasie gdy wracałem następowała poprawa.
Udało mi sie nawet budowac jakieś pierwsze ,niesmiałe
ale konstruktywne przemyślenia i zdałem sobie
sprawe że najzwyczajniej w swiecie pora odpocząć.
Intelektualny poziom gąbki kąpielowej to nic innego jak objaw
przemęczenia i swoisty dzwonek na przerwe.

W przyszłym tygodniu ide do biura podrózy

Babeczka coś mi wybierze a ja sie oczywiście zgodze

Byle nie do Szwecji.

Niezdrowa partyzantka

Paliłem jak smok,półtora paczki na dobe
i jakoś nie jest mi z tego powodu wybitnie głupio,
mimo że palenie pozbawiło mnie kilku lat życia
to niekoniecznie jestem tym faktem zmartwiony..
...dzieki temu kilka lat krócej bede siedział jako
stróz w dwumetrowej cieciówce,pilnując samochodów i
dorabiając do mikroskopijnej emerytury tracąc resztki godności.

Jednak państwo nasze a raczej przeambitni urzędnicy
wzieli sobie za punkt honoru torturowanie i publicznie
piętnowanie palaczy,a co wieksi bojownicy
stosowaliby chłoste....ale zaraz,zaraz!
W takim razie bądzmy konsekwentni,skoro 
w sklepie można kupić tysiąc rodzajów papierosów
..klasyczne,o smaku bananów oraz grające melodyjki
przy odpalaniu i jesli można te wszystkie fajki kupić
bez wywijania maczetą w rajstopie naciągnietej 
na głowe,to dlaczego po zapaleniu papierosa trzeba uprawiać
partyzantke zeby nie dostać milionowego madatu od niespełnionego
rambo-strażnika miejskiego,budząc jedocześnie
obrzydzenie stojących obok bojowników o zdrowy tryb życia.

Ktoś powie ok ok,,dobra,ale paląc na przystanku trujemy
niepalących a jadąc autobusem zasmradzamy swoją
osobą cały pojazd.hmm..uważam jednak że przy smrodzie
niepalącego smierdziela którego pachy są jak broń biologiczna
w letni piekny dzien,zapach tytoniu jest niczym poranna,
morska bryza a jemu powinno sie wystawić milionowy mandat
Przystanek?..wiekszą szkodą dla zdrowia szególnie tego
psychicznego jest czekanie na autobus w towarzystwie gimnazjalisty
katującego wszystkich wokół hip hopem puszczanym z komórki,
to jego powinno sie wychłostać.

Wymyslający te wszystkie zakazy nie zdają sobie sprawy
że nie mozna traktowac uzależnionych od tytoniu jak na 
przykład pasjonatów wędkowania czy motyli.
wedkarz wytrzyma spokojnie bez rybek tydzien lub dwa,
facetowi od motyli też sie nic wielkiego nie stanie
jesli nie popatrzy przez pare dni na swoje entomologiczne
okazy,a palacz jesli nie może zapalić przez pare godzin to
zaczyna być agresywny,łzawią mu oczy i przypomina arabskiego terroryste.
Nałogowy palacz nie pali sobie bo lubi...on po prostu musi i juz!.

Założe sie o moją lewą noge ze osoby wszczynające awantury
w samolotach ,w których jak wiadomo nie można zapalić
to w 90-ciu procentach palacze,9 procent to terroryści a
1 procent to pan Jan Rokita z małzonką.

Państwo stało sie zdecydowanie nadopiekuńcze i samo pokazuje
nam co jest fajne a co jest be,traktując nas jak 
niedorozwinietą bande gimnazjalistów słuchających hip-hopu,
a ja zaryzykuje teze ze są na tym swiecie osoby
których nie kręci poranny maraton,zdrowa żywnośc i czerpanie
energii z drzew przy dzwiekach muzyki z Tybetu.

Cieszmy sie wiec ze możemy jeszcze kupić obrzydliwie
niezdrową colę a grupa zdrowotnych terrorystów nie napadnie na nas i nie wybatoży
gdy jemy tłustego hamburgera.

Szczęsciarz

Urodził sie we Francji,w 1972 roku
Na imie miał Piere,urodził sie w zamożnej
i bardzo wpływowej rodzinie francuskiej inteligencji.

Piere od zawsze wiódł dość szczesliwe życie,miał
tyle szczęscia ze zawsze dostawał to co najlepsze..
...kiedy jego francuscy rówiesnicy
próbowali zorganizowac sobie zabawki ze sznurka i butelki,
Piere bawił sie klockami Lego.
Szczeście go nie opuszczało i pózniej.
Jako młodzieniec o dośc kontrowersyjnej urodzie
posiadając jednak duże srodki finansowe otaczał sie
zawsze pieknymi kobietami podczas gdy jego koledzy
doskonalili techniki onanizmu.

W szkole też było nie najgorzej,choć młody Piere był
raczej słabym uczniem żeby nie powiedzieć beznadziejnym,
jednak dzięki cwianiactwu przebrnął przez szkołe srednią.
Generalnie Piere był tak marny ze 
w normalnych okolicznościach nie miałby szans dostać
sie na jakąkolwiek wyższą uczelnie,jednak dzieki wpływowej
rodzinie zaczął studiować na paryskiej Sorbonie,na
wydziale inżynierskim.
Wybór tego akurat kierunku nie był podyktowany
zainteresowaniami Piera,bo takowych nie licząc 
pornografii po prostu nie miał.
Kierunek studiów wybrał mu oczywiście ojciec.

Piere slizgał sie na studiach z roku na rok,
miał chłopak szczeście,jego wuj znał kilku profesorów
którzy przymykali oczy na jego katastrofalne
braki wiedzy.
Piere ukończył studia z wielkim trudem,niedługo pózniej
okazało sie zę jego kuzyn jest ważną personą
w koncernie samochodowym RENAULT.
Kuzyn zasugerował sie inzynierskim dyplomem Piera i
zaproponował mu stanowisko dyrektora działu,który
miał opracować nowy model samochodu.
Piere nie miał zielonego pojęcia jak sie do tego zabrać,
jednak po chwili pomyślał..."A co mi tam!!!
..zbuduje ten samochód!!...w końcu mam tyle szcześcia!! "


...Ja natomiast kupując w zeszłym roku moją Renówke szczescia nie miałem.

Sniadanie u fryzjera

Z racji nagromadzenia u mnie dużej
ilości genów odpowiedzialnych za lenistwo
stałem sie ostatnio wielkim fanem
wszelkiego rodzaju knajp,knajpeczek,
restauracji czy barów...czyli generalnie
wszystkich miejsc gdzie zamówione jedzenie
podtykają człowiekowi po nos.
Moja wiedza na ten temat jest juz na tyle pokażna
że mógłbym z powodzeniem napisać przewodnik
po miejskich paśnikach....tu warto,tu pysznie,
a tu nie bo puszczałem ciche bąki przez cały dzień.

Zaobserwowałem tez pewne zjawisko,knajpy
w centrum miasta tracą swą podstawową funkcje
nakarmiena głodnej gęby...bardziej zaczyna liczyć 
sie otoczka w którą to wszystko jest opakowane.
Tak sie składa ze wczoraj postanowiłem przetestować
jeden z nowych lokali w centrum miasta.

Pierwsze wrażenie dośc mylące,przez sekunde
pomyslałem że pomyliłem miejsca i zamiast do knajpy
wlazłem do jakiegoś banku i zamiast michy pod nos
dostane jakiś kredyt,ubezpieczenie czy polise na życie.
To złudne wrażenie powstało dzięki klienteli lokalu,
kilku sklonowanych panów w krawatach,z wypieszczonymi grzywkami.
trzech czytało jakies specjalistyczne Forbesy,dwóch
rozmawiało przez telefon jezykiem tak fachowym
ze dostałbym pewnie raka mózgu próbując to pojąć,
a jeden patrzył sie na laptopa.

Ja natomiast z moja wyborczą pod pachą,bez krawata,
grzywki i laptopa wyglądałem jakbym przyszedł
coś wyżebrać,ewentualnie wyczyścic panom buciki.
Po chwili moja mikroskopijna asertywośc doszła
do głosu i poszedłem w kierunku panienki w wieku 
gimnazjalnym stojącej za supernowoczesną kasą przypominającą
wszystko tylko nie kase,spojrzałem na supernowoczesną 
tablice z menu i przekrzykując supernowoczesną
piosenkę o jakiś kanikułach puszczaną przez
supernowoczesnego dj-ja z eski poprosiłem
o "zestaw sniadaniowy".

Spodziewałem sie supernowoczesnego supersniadania
które bedzie sie wcierać zamiast staromodnie połykać.
Niestety,zamiast ultranowoczesnego posiłku z którym
mógłbym najpierw pogadać o sensie życia zanim je zjem 
dostałem kawke w kartonowym kubku i ordynarne,staromodne,
dwie ugotowane parówy.
Choc zapewne znajdzie sie na tym swiecie paru koneserów
gotowanych parówek jednak ja sie jakoś do nich nie przekonałem,
po za tym wyglądały jak dwa ugotowane gluty.
Generalnie całe to sniadanie miało wygląd dośc niepokojacy,
owszem mogłem wczesniej zapytac,co za tajemnica
kryje sie pod nazwą "zestaw sniadaniowy",ale
najwyrażniej tysiąc dwustu decybelowe kanikuły
otępiły mnie wystarczająco silnie.
Wypiłem kawke,zjadłem jedną glutoparówke wraz z moimi
nowymi przyjaciółmi w krawatach i otępiony rosyjskim
disco pojechałem do pracy.

Cholera jak tak dalej pójdzie to serwowanie jedzenia
w bankoknajpach bedzie sprawą marginalną...bedzie za to 
można tam założyć lokate,posurfować w sieci i zrobic pedicure.
Może wtedy sniadania bedzie serwował pobliski zakład fryzjerski
no oczywiście w ostateczności pozostaje jeszcze 
pobrudzenie troche kuchni i próba zorganizowania sobie posiłku
na własny sposób.

Tak czy inaczej za chwilke przyjedzie ktoś z zamówionym kebabem
i frytkami dlatego muszę sie jeszcze wykąpać,ogolić i
odprasować garnitur.

Asertywny jak cholera

Nie!!! Nie zbieram punktów
na jakiejś waszej złotej karcie
dla wybranych klientów gdzie pózniej
mogę wybrać z katalogu gumową kaczkę
do kąpieli wyprodukowaną rączkami malutkich
tajwańskich dziewczynek,pracujących 
za miskę ryżu a po godzinach zmuszanych
do prostytucji.

Nie!!! nie chcę brać udziału w konkursie
w którym mozna wygrać wspaniały samochód a szansa 
wygranej jest porównywalna z szansą angażu
w Chipenndalesach Edgara Gosiewskiego.

Nie podam tez wam swojego mejla dlatego 
ze nie życze sobie od jutra przez najblizsze 50 lat 
dostawać codziennie 200 ofert powiekszenia
penisa i dwóch ton viagry abym mógł uprawiać
seksturystyke na Tajwanie.

Dziekuje też za ciastko z własnej piekarni
oraz zapewne pyszną kawe po której jednak
mam zgage i chce mi sie pierdzieć


...Gdybym nie był klasycznym tchórzem to tak własnie
powiedziałbym panience na stacji gdzie zatankowałem 
dziś za całe 20 zł

Der Organizatorrr

Kto z nas nie chce uciec z miasta,z domu
od codziennych nudnych obowiązków,od
nudnych zajęć terapełtycznych w przychodni
uzależnień.
Każdemu czasami potrzebna jest krótka odmiana..
...wyskok za miasto z przyjaciółmi,jednak
aby tak sie udało potrzebny jest ktoś
kto podejmie sie zadania zmobilizowania
stada do spakowania dodatkowych majtek,zupki chińskiej z Radomia,
dwóch skibek z serkiem topionym półtustym o smaku papryki
i ruszenia na spotkanie z przygodą!
No i tu pada niezwykle germańsko brzmiące słowo
..Organizator.

Gdy mój ukryty masochizm przejmie nade mną kontrole
wcielam sie w postać....a zadanie bywa heroiczne
,czasem myśle ze przydałby mi sie jakiś obcisły strój,
...obcisłe rajty,duża gumowa sztuczna klata z wielką literą "O"
i homoseksualnie powiewająca peleryna a wszystko w kolorze
wisniowym...ok może niekoniecznie...
Jednak co by nie gadać próby organizacji nawet najkrótszego
wypadu gdziekolwiek wraz z moimi wspaniałymi
aczkolwiek nie skłonnymi do samoorganizacji znajomymi
 jest niczym zdobycie korony swiata w kurtce
z marmurku bez podpinki i w za dużych relaxach.
Nie bez wpływu na taki stan rzeczy jest srednia wiekowa 
siegająca 400 lat i postępująca wsród wielu demencja starcza.

czasem jednak zdarzy sie cud i uda sie zebrać
całe towarzystwo i w ostatnich miesiącach
udało nam sie zrealizować pare wyjazdów..
Ktos załatwił sobie w końcu wolne,ktoś
znalazł opieke dla psa a ktoś inny odstawił
do szafy lateksowy kostium z rozporkiem
na ustach i tyłku.

Był wyskok majowy w którym temperatura 
w domkach letniskowych dochodziła w nocy do 
minus dwudziestu stopni a przez moje chrapanie
nie spało ponoć pół Polski...choć to
akurat uważam za obrzydliwe oszczerstwo
...z tego co słyszałem moje delikatne,cichutkie pochrapywanie 
działa kojąco ..są tacy co twierdzą że wrecz leczniczo.

Innym razem udało nam sie wyrwac do 
Lesniczówki na sylwestra...i tu akurat
odbyło sie bez wiekszych zgrzytów...no
może po za tym że czyjeś chrapanie przepłoszyło
całą okoliczną zwierzyne a lesnicy do 
teraz znajdują trzesące sie ze strachu sarenki.

mijały miesiace a niektórzy uczestnicy
wyjazdów przejawiali oznaki buntu,jak pewnien
kolega który na wspólny wesoły wyjazd na jezioro
dumnie wytargał z samochodu telewizor...
...były tez bardziej wyrafinowane formy
oporu.Jedna z koleżanek na trzydniowy,jesienny
wyjazd do Pragi czeskiej zabrała tylko leciutkie
sandałki uszyte za pomocą śliny przez małych chińczyków karmionych
łyżką ryżu na dobe,...wybór troszke nie trafiony
zważając na zwiedzająco-poznawczy charakter wycieczki.
Muszę przyznać ze ta forma ascetycznego protestu bardzo
mi zaimponowała.

A dzisiaj?? dzis mamy kilka fotek z paru wspólnie
odwiedzonych miejsc..z ja coraz rzadziej chowam lateksowy
kostium do szafy.

P.S...jeśli do kogos jeszcze nie dzwoniłem
to przypominam o sobotniej imprezie u Beaty.

Dziwadło

Rozumiem ze swiat jest tak poukładany
żeby łączyc sie w pary.
Zaczyna sie sie w czasie pierwszych szalonych
przedszkolnych balików,kiedy to ubrani w najlepsze
rajtuzki znajdujemy sobie parę...a podniecone
panie przedszkolanki pstrykają nam kompromitujące fotki
,które z kolei my po wielu latach umieszczamy na
naszej-klasie.
Rozumiem też ze po rajtuzowych pląsach w kółko
graniaste przychodzi kolej na alkoholowe
libacje gdzie takze znajdujemy sobie partnerke
czy partnera w celu omówienia kolekcji znaczków.

Lata lecą...kolejnym etapem jest założenie rodziny,
gdzie facet sadzi drzewo,płodzi syna i aby
wybudować dom sprzedaje nerke.
Z pary tworzy sie rodzina,ciepłe kapcie i wesołe ogladanie
familiady przy pomidorówce.
Otóż nie zawsze....w moim przypadku po etapie 
filatelistycznym nie nastąpił etap familijny,w swojej
szczęsliwosci nie posadziłem drzewka,nie mam syna
a i nerki mam w komplecie.

Uszczęsliwiony tym faktem jakiś czas temu,był to
koniec pażdziernika aby z powodu ponurej aury
nie popełnić samobójstwa powziąłem decyzje o wyjezdzie
kilkudniowym do kraju o zdecydowanie przyjemniejszych
okolicznościach przyrody...z racji pory roku
w gre wchodziły kraje,w których kobiety wyglądają
jak chodzące wałki poscieli.

No i tu sie zaczeły schody.
W pierwszym biurze panienka nie była w stanie
pojąć że jade sam...wyraz twarzy przedstawiał
zaciekawienie,szok a oczęta nerwowo biegały
po pokoju szukając ukrytej kamery.
Podobnie było w następnym biurze,tam jednak
panienka bezceremonialnie zapytała mnie
wprost....sam???,Ale jak sam??...co sie stało??
...jak to co!!!...miałem oczywiście jechać
z żoną i dziecmi ale wkurzyłem sie wybitnie,
żone zjadłem a dzieci sprzedałem na
eksperymenty medyczne,pasuje głupia pindo???!!!

Byłem zdruzgotany i już w myslach szykowałem sie 
na kolejny odcinek familiady oraz fantastyczną anegdotke
prowadzącego.
Zdziwiło mnie z jaką podejrzliwością podchodzi
sie do osoby chcącej samotnie dostać raka skóry
na egipskiej plaży.
Moje rozgoryczenie przerwał nagle pewien baner
reklamujacy "wakacje w Turcji dla Singli",rzuciłem sie
szczupakiem do biura a tam miła dziewczyna o dziwo
nie patrzyła na mnie jak na trójgłowe dziwactwo,
klaszczące,podskakujące i spiewające szlagiery
Ich troje odbytem.
Co wiecej pojechałem do kraju gdzie kobiety nie widziały
swiata przez szpare w przescieradle,a temperatura
nie powodowała plam na mózgu.

Wyjazd był bardzo udany,grupa swietna.
Był nawet jeden rozwodnik,facet swietnie 
sobie radził jak na kogoś z jedną nerką.
Urządzalismy rózne imprezy....ktoś klaskał...
ktoś skakał...a ktoś inny spiewał kawałki Ich Troje..

Sex???...to nie Fair!!!

Ktoś ma coś do seksu??,ja nie,no chyba ze 
z barczystym kolesiem o imieniu Mariusz,choć to
zapewne i tak mniej traumatyczne doświadczenie aniżeli
dojenie kozy czy bycie dzwiękowcem na koncercie Kombi.

Jednak seks to cholernie nieuczciwa sprawa....nie mam
na mysli ciężarnej gimnazjalistki zapłodnionej w szkolnej
ubikacji,jednak to ze faceci maja po prostu gorzej!!...
...tak zdecydowanie gorzej.

Pierwsza sprawa to fakt ze aby wogóle doszło
do jakiegokolwiek zbliżenia facet musi sie
niezle napocić....zaczynając od układania
idiotycznej gadki i robieniu idiotycznych min
a kończąc na wciąganiu rozlazłego brzucha 
do granic możliwości....wiem coś o tym...
dzieki temu mam płuca jak nurek głębinowy!..
...a nie można prościej?!,w końcu obydwie strony
tego przedsięwziecia wiedzą ze i tak prędzej czy pózniej
te całe misterne manewry skończą sie łózkowym
ridbergerem z podwójnym wyskokiem...czy nie można
przesłać prostego,kulturalnego pytania np
.."czy mogę dziś zagościć w pani organiżmie?.",
czy też w "pana" jeśli obiektem naszych westchnien
jest barczysty Mariusz.

Sex to przede wszystkim łagodna przyjemność,nie 
licząc tego z panem Maruiszem...i tu sie rodzi pytanie!
..dlaczego kobiety mają tak dobrze podczas kiedy
mężczyzni mają taką mizerie...no bo jeśli porównać
kobiecy 20 minutowy orgazm do tego małego kilkusekundowego
czegoś co w tym czasie osiągają faceci?...Przy kobiecym
uniesieniu to męskie jest jak małe pierdnięcie.
To oczywiście nie wszystko...popatrzmy w jaki arsenał
potrzebnych do przyjemności akcesoriów natura wyposażyła
kobiety...a facet?!...facet ma tylko jeden...
..no dwa w przypadku pana Mariusza.

Party Animal...oohh yeea!!!!!

Ratunku!!! chce być na czasie!!
W końcu wypada być "trendy"...wieczorne wcinanie 
pikantnych orzeszków przed telewizorem może i jest
szaleńczym przeżyciem jednak mój obżarty orzeszkami
organizm domaga sie bardziej wyrafinowanych bodżców
wzrokowych aniżeli widok okruszków na brzuchu i kapci.

Postanowiłem iśc na impreze,a że jestem juz lekko 
nadgryziony zębem czasu zrobiłem sobie w głowie
krótki przegląd dostępnych możliwosci.
Salonowe pląsy przy Mieczysławie Fogu odpadają,
podobnie jak energiczne podrygi z rozpiętą koszulą
i rózą w zębach...słyszałem ze do tego typu tańca
przydaje sie sliczny wąs a"la latynoski El mariachi
..wąsa nie posiadam,gitary tym bardziej,latynos raczej 
ze mnie słaby,wiec gorące kubańskie rytmy też odpadają.

Postanowiłem wiec zadzwonić do kolegi...biegłego
w sprawach imprez,narkotyków i swobodnego seksu w toalecie.
Udało sie,kolega zgodził sie wprowadzić mnie w tajemniczy,
mroczny swiat którego namiastkę znałem jedynie z klasowych
potańcówek w podstawówce a raczej podpieraniu scian
i wesołym popierdywaniu po wypiciu osmiuset litrów orańżady "Bolek".

Kolega wiedział ze jestem swieżutki w temacie wiec aby mnie 
nie przestraszyć wybrał opcje light....coś dla początkujących
imprezowiczów...jak jazda po łuku na placu manewrowym,tym razem
obyło sie bez rozgrzewkowego gruppensex po zażuciu tony kokainy
w akompaniamencie grającym na full techno thunderdoom...hmmm..
..może i dobrze...nie przepadam za techno thunderdoom.

Staneło na wypiciu paru drinków u mnie, w towarzystwie
kolegi oraz jego imprezowych znajomych...eeech na samą
myśl byłem podniecony jak szczur na otwarcie kanału,
wysprzątałem mieszkanie tak ze pewnie superniania byłaby ze mnie
dumna,odstrzeliłem sie w najlepsze,wyjsciowe ciuchy,które
trzymam na okolicznośc randki czy niedzielnego lansu
w galerii handlowej.

Ubrany w tą reprezentacyjną kolekcje czekałem w wymuskanym
mieszkaniu na imprezowych gosci...przyszli pózno,jako
niedoświadczony w tej materii na początku czułem sie dośc słabo
jednak wódka sprawiła ze w miare upływu czasu czułem sie swobodniej
...ok moze nie byłem jak Tomasz Jacyków na występie chipenndalesów
ale było ok.

Pózniej akcja znacznie przyspieszyła,taryfa,kupa ludzi
przed klubem,wszyscu ubrani w takie ciuchy za ja w swoich
wyglądałem jakbym je zgarnął z darów od Ochojskiej.
oczywiscie do klubu wszedłem dzieki kumplowi mimo tego ze 
wyglądałem i miałem mine pakistańskiego uchodżcy.
Niestety pózniejsze wydarzenia pamiętam juz nieco
słabiej,wóda robiła swoje..pamietam jednak ze miałem
niesamowita okazje rozmawiac z dziewczyną o urodzie
Heidi Klum...rozmowa jednak nie trwała zbyt długo bo jako
rasowy tchórz uciekłem z miną pakistanskiego uchodzcy-idioty.

Ostatnie co pamietam to słowa kumpla..."Ty Idioto...
...dopiero pierwsza a ty juz pijany jak swinia??!!.."

No było krótko...ale i tak czuje sie teraz jak
rasowe imprezowe zwierze.
no i czekam na gruppensex w przyszła sobote!

Nie mam hobby-zastrzelcie mnie z łaski swojej

Nie mam hobby-zastrzelcie mnie.

Czy opychanie sie piekielnie ostrymi orzeszkami
można uznać za hobby?....szczerze mówiąc wątpie.
Czy wymyslny taniec brzucha z jednoczesnym nuceniem idiotycznej 
pioseneczki podczas spoglądania w lustro przy codziennym 
myciu zębów to hobby?...Nie,to raczej choroba psychiczna.

No wiec nie posiadam hobby.
Rzeczy którymi sie zajmuje stoją bardzo nisko na hobbiarskim rynku,
a zaczynałem tak obiecująco,z racji alkoholizmu mojego ojca były puszki,kapsle i inne dobra przemysłu
spirytusowego,potem równie ambitne gadżety.

Jednak pózniej coś musiało sie wydarzyć,być może
niedouczona pani przedszkolanka wgrała mi jakis program 
podczas podawania kaszki z sokiem...a moze to po prostu 
zgubny wpływ lugoli....
Tak czy inaczej kiedy co niektórzy pieczołowicie powiekszają swoją kolekcje
dziecęcej pornografii ja nie zbieram niczego.

Czasem patrze z niekłamaną zawiścią na te wszystkie naklejki na tyłach 
samochodów....tutaj nurek,tu motocykl,co bardziej zdesperowani naklejają zdjecie psa
z wyrażnym podprogowym przekazem "tak,jestem bezpłodny"...a co ja mam nakleić??!!
Orzeszka!!??

Dobrego kumpla interesuje fotografia i choć zazdrośc mnie zżera od środka
to musze stwierdzić ze jest w tym dobry...zresztą to facet wielu talentów
że czuje sie przy nim jak Polska przy Czechach....niby podobni,smiesznie gadają
ale co by nie gadać we wszystkim cholera od nas lepsi!

Znajomy z pracy chodzi na strzelnice,twierdzi ze to wspaniałe hobby
namawia mnie zresztą zebym spróbował.
biorąc jednak pod uwage moje umiejętności prawdopodobnie zmęczyłbym 
tak instruktora ze poprostu chłop by mnie najzwyczajniej zastrzelił
...cóz...pozostają pikantne orzeszki.... 



Drżyjcie!!! jestem Ideałem!!!

Tak,jestem ideałem,ba! perfekcjonistą w tym 
co robie,myśle i z góry zaznaczam ze takze w tym
co będe robił i o czym myślał w przyszłosci...po za tym
z zaangazowaniem godnym lepszej sprawy bede rozdzierał
szaty nad każdą próbą negacji moich poczynań
nazywając to bezczelnym krytykanctwem,a w odosobnionych
przypadkach bede mordował osoby mnie kryrykujące 
wraz z rodziną do piątego pokolenia włącznie.

Tak,jestem idealny...podobnie jak rzesza ludzi wokół mnie,
jestem tak genialny ze zapewne wkrótce wynajde samochód jeżdżący na śline
czy inny epokowy wynalazek.

jako Ideał oczywistym jest ze obracam sie wsród samych ideałów,
na przykład koleżanka z pracy zajmująca prestiżowy etat na 
stanowisku ochrony stwierdziła oburzona niczym ksiądz gołym cyckiem
że nie życzy sobie wysłuchiwania słów na "k"..Ch"..i "S"
bo to uwłacza jej godności,...zapomniała jednak o fakcie
ze mało subtelne kurwy leciały z powodu jej nieróbstwa.

Podobnie pani w Tesco,co chciała pozbawić mnie rocznej
pensji nabijając skarpetki męskie Tesco bawełniane z fikuśnym białym wzorkiem
w liczbie miliona sztuk dzięki czemu końcowy rachunek
przypominał budżet jakiegoś afrykańskiego państwa.
Szanowna pani obruszona bezczelnym zwróceniem jej uwagi
z miną primadonny odburkneła pod nosem ze "jest tylko człowiekiem"
i ze co ona ma teraz zrobić!!!!...no i że mam sie zabierać razem z tymi
moimi skarpetkami z promocji i biec do punktu obsługi klienta.
Jasne....pani jest tylko człowiekiem...zresztą nie spodziewałem 
sie w ramach rekompensaty bukietu kwiatów i talonu na wczasu w Bułgarii

lecz zwykłego "przepraszam"..........no ale idealni ludzie nie przepraszają.

Ostatnim ideałem którego spotkałem jest moja najlepsza przyjaciólka
której ego zostało najwyrażniej mocno nadszarpnięte krytyką
sposobu prowadzenia przez nią auta.
Obużenie było dośc znaczne jak na nie skorą do konfrontacji
osóbkę o poglądach pacyfistycznych.

A moze wina leży po mojej stronie....moze nie powinienem
mówić wprost co mnie boli,tylko przekazywać to w jakiejs
delikatniejszej formie....może wierszem...."O rety...O rety..
...jakie drogie te skarpety"....
...hmmm może tu leży mój błąd....cholera,może jednak nie jestem ideałem..