Koguty na ulicach.

Sobotnia noc,ot kolejna,upojna
nocka dla klubowiczów.I fajnie,w końcu
po tygodniowej styczności z ludzmi
z którymi styczności miec nie chcemy nie ma
nic lepszego niż wspólne radosne sobotnie wymioty
wraz z przyjaciółmi.
Mnie zresztą także napadła chęc pokazania sie swiatu
i poddaniu sie refluksowi żołądka więc przyczepiony
do znajomych,którzy za niewielkie pieniądze
zgodzili sie żebym z nimi poszedł ruszyłem w miasto.

Klub,alkohol,szukanie aparatu a w końcu
czuły dotyk ochroniarza który z zapałem tom toma
doskonale nawigował mnie na wyjsciowe drzwi.
I tu zaskoczenie.
Razem z kolegą,który także doswiadczył czułosci
faceta z ochrony odkryliśmy że ulice i chodniki
są pełne nie ludzi.........lecz drobiu.

Konkretnie kogutów.

Kilka pierwszych spotkaliśmy gdy dziobali
sie na chodniku,dwóch dziobało,jeden leżał.
Więcej ptactwa spotkaliśmy przy paśniku a w myśl
zasady kogut głodny,kogut zły obserwowaliśmy wzmozone
pobudzenie czekających w kolejce egzemplarzy.
Razem z kolegą wykonywaliśmy manewry
obronne w formie napinania sie do granic
pierdnięcia,lub defensywnego wpatrywania sie w swoje obuwie.
Zapewne uchroniło nas to przed agresywnym drobiem,zresztą
ochote do walki przejawialismy raczej mizerną bo z głodu
swędziały nas już zęby.

Zjedliśmy po zapiekance z mięsem drobiowym

Były pyszne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz